Jak producenci aut oszukują kierowców?

Kierowcy coraz częściej narzekają na politykę wielkich koncernów motoryzacyjnych, czują się wręcz oszukiwani. Dlaczego mimo rozwoju technologii auta nie tanieją? Dlaczego nie są coraz trwalsze? Odpowiedź jest prosta!

Czym się zajmują firmy wielkie firmy motoryzacyjne? Produkowaniem samochodów? Tworzeniem nowych technologii? Zaspokajaniem potrzeb kierowców? Może… Jednak głównym zadaniem firm (nie tylko motoryzacyjnych) jest ZARABIANIE PIENIĘDZY i na tym zajęciu firmy skupiają się najbardziej. Samochody, technologie, klienci to tylko ,,środki” do osiągnięcia celu. Co najbardziej ,,gryzie” kierowców?

1) Postarzanie produktu

Temat znany we wszystkich gałęziach gospodarki. Po co produkować produkt (samochód, komputer, komórkę) na 10 lat, skoro można stworzyć taki, który wytrzyma np. 3 lata. Po tym czasie klient oczywiście ,,musi” kupić nową ,,lepszą” wersję i biznes się kręci. W krainie motoryzacji, najlepszym przykładem jest Mercedes W123 – ten samochód był tak trwały i tak dobry, że właściciel 5-10 letniego auta nie miał najmniejszej potrzeby kupowania nowego auta! Doprowadziło to nieomal do bankructwa producenta spod znaku trójramiennej gwiazdy. ,,Na szczęście” takich aut już (prawie) nikt nie robi i firmy produkujące auta mogą zarabiać te swoje miliardy co roku, przez wiele lat.

Idealny samochód to taki, który przez cały okres gwarancji (np. 3 lata i 100 tys. km) jest całkowicie bezawaryjny (oszczędność na naprawach gwarancyjnych), a po jej upływie praktycznie nie nadaję się do użytku, lub jego użytkowanie nie ma sensu. Jednak nie jest łatwo zrobić taki samochód, dlatego często zdarzają się ,,wpadki”

2) Sztuczny strach przed awariami

Każde urządzenie mechaniczne może się popsuć – to oczywiste. Szczególnie tak skomplikowana maszyna jak samochód. Czy stare samochody się nie psują? Oczywiście, że się psują – i to bardziej niż te nowe – są przecież bardziej zużyte! W starym samochodzie może się popsuć niemal wszystko, i zazwyczaj wszystko można dość tanio i w prosty sposób naprawić. Nie musimy kupować oryginalnych części – są często zamienniki. Można kupić części z innego auta, można coś dorobić, zakombinować… Te sztuczki nie udadzą się w przypadku nowych aut.

Najzabawniejsze jest to, że kierowca np. 3-letniego Volkswagena często bardziej się stresuje awariami niż właściciel tego samego modelu, ale np. 15-letniego! Jak to możliwe? Odpowiem na przykładzie. Powiedzmy, że kupiliśmy nowego Passata 2.0 TDI DSG, przejeździliśmy bez awarii 100 tys. km. Auto kupiliśmy powiedzmy za 120 tys. zł a wartość rynkowo używanego egz. wynosi powiedzmy 60 tys zł. No tak, ale spadek wartości nie musi nas martwić – możemy przecież nie sprzedawać auta i jeździć jeszcze 10 lat…

Co się może zdarzyć?

Gwarancja się skończyła, więc nie ma co liczyć na darmowe naprawy. A co się może popsuć? Wszystko! Ale nasz ,,kierowca” słyszał tylko o najbardziej ,,popularnych” awariach np.:

  • awaria sprzęgła (+koło dwumasowe)
  • usterka skrzyni DSG
  • turbosprężarka
  • pęknięta głowica
  • awaria wtryskiwaczy (nasze paliwo…)
  • remont zawieszenia (nasze drogi…)
Ile może kosztować usunięcie tych ,,awarii”? W ASO może wynieść np. 20 tys. zł, albo jeszcze więcej! Do tego dochodzi np. duży przegląd po 120 tys. km obejmujący wymianę rozrządu i filtra cząstek stałych za np. 5 tys. zł!

Czego mogę się obawiać?

Więc mam auto za 60 tys. zł i jest spora szansa, że wydam dodatkowe 25 tys. zł zostając z tym samym ,,używanym” autem wartym tyle samo! To może sprzedać samochód z 60 tys. i dołożyć nie 25 a 60 tys. zł i mieć znów, nowe ,,pewne” auto! Takie wyjście wydaję się być rozsądne. Wielu ludzi kupujących nowe auta, szybko przyzwyczaja się do komfortu związanego, serwisem w ASO i nie chcą z niego rezygnować – a serwisowanie starszego auta w ASO może być po prostu nieracjonalne!

Jakie są fakty – czyli strach ma wielkie oczy!

Po pierwsze, jeśli samochód nie wytrzymuje ,,bez dotykania” 200-300 tys. to jest nic nie wart, i tym bardziej nie ma sensu kupować takiego modelu, tylko, że nowego – nie dajmy się robić w konia dwa, trzy, pięć razy! Po drugie, awarie którymi jesteśmy ,,straszeni” to często jednorazowe przypadki! Dla przykładu, mój znajomy ma od nowości Superba z ,,najgorszym, awaryjnym” silnikiem 2.0 TDI, z nietrwałym zawieszeniem i FAP-em. Przebieg 250 tys. km – silnik i zawieszenie jest w stanie idealnym – żadnej awarii czy ingerencji mechanika! A filtra cząstek stałych można się pozbyć! Takich przykładów jest bardzo dużo.

Spisek?

Mam czasem wrażenie, że koncerny motoryzacyjne, w ten czy inny sposób, celowo tworzą atmosferę ,,strachu” wśród kierowców starszych, nieserwisowanych w ASO samochodów. Przecież wystarczyło by zaproponować ,,normalne” ceny części zamiennych oraz serwisu i nikt awarii by się nie bał – tylko po co?

3) Skazani na $erwis

Wysokiej jakości usługi serisowe nie mogą być tanie – to teoretycznie zrozumiałe. Nowoczesne samochody to skomplikowane urządzenia, oryginalne części zamienne kosztują… Ale czy kierowca mający zamiłowanie do mechaniki, może np. sam wymienić olej lub klocki hamulcowe (po gwarancji naturalnie) – nie bardzo. Bez pomocy specjalistycznego komputera, auto może ,,wariować” po naprawach. Współczesne auta są celowo tak produkowane, że nie można ich w prosty sposób serwisować. Często potrzebne są specjalistyczne klucze (pasujące tylko do konkretnej marki), komputer diagnostyczny czy inne urządzenia.

Mercedes 560 SecNawet wymiana żarówek coraz częściej wymaga wizyty a ASO – to już jest skandal! W prawdopodobnie najlepszym samochodzie w historii, w Mercedesie W126, wymianę przepalonych żarówek mogła wykonać przysłowiowa blondynka w białych rękawiczkach! Spróbujcie sami wymienić żarówkę w waszym aucie, w najlepszym przypadku się namęczycie i ubrudzicie, choć są też takie auta, gdzie trzeba np. zdjąć zderzak!

4) Nienaprawialne samochody

Czy dożyjemy czasów, kiedy samochody będą jak żarówki? Albo działają, albo wyrzuca się je na śmieci (ekologicznie oczywiście), i kupuje nowe? Nie wiem, natomiast wiele na to wskazuje. Integracja wielu elementów w jeden, nierozbieralny, nienaprawialny (dostępny tylko w ASO ma się rozumieć) jest coraz bardziej powszechna. Czasem uległ uszkodzeniu element kosztujący np. 50 zł, a trzeba wymienić część  za 3000 zł. Takie rozwiązania znajdziemy w układach elektrycznych, zawieszeniach, elementach silników i nie tylko!

Rozmawiałem ostatnio ze specjalistą z warsztatu naprawiającego automatyczne skrzynie biegów – zapewniał mnie, że terminowa wymiana oleju w skrzyni sprawia, że często skrzynia jest to niemal wieczna. Jak powiedziałem mu, że w nowych skrzyniach automatycznych (BMW) producent nie zaleca wymiany oleju – uśmiechnął się życzliwie i powiedział – ,,po przebiegu 200, maksymalnie 300 tys. km te samochody przyjadą do mnie… na lawecie„.

5) Gwarancja na elementy…które się nie psują!

Kupujemy nowy samochód, ma gwarancje na 2-3, nawet 7 lat – śpimy spokojnie – żadna awaria nas nie dotknie finansowo… Niestety nie jest tak do końca. Różnego rodzaju ,,wyłączeń” w regulaminach umów gwarancyjnych jest cała masa. Dodatkowo serwis również może udowodnić, że np. ,,samochód był nieprawidłowo użytkowany”.  W punkcie 2 niniejszego artykułu wymieniłem 6 przykładowych awarii, na gwarancji były by usunięte prawdopodobnie tylko dwie z nich (uszkodzenie głowicy i skrzyni biegów). Aha – trzeba dodać, że te dwie usterki są najrzadsze…

6) Downsizing – mniej silnika za więcej pieniędzy

Gorący temat – benzynowe ,,turbo” silniki o dużej mocy i niskim spalaniu – czy tak jest naprawdę? Producenci reklamują – ,,turbo silnik 1.4″ co spala tyle co wolnossący 1.0 a jeździ jak dwulitrówka. Tak jest…w katalogu! Przykład – Skoda Octavia ze ,,starym” silnikiem 1.6 spala katalogowo 7,1 l/100km  – ilu kierowcom udaję się uzyskać zbliżony wynik – większości! Druga opcja – Octavia z silnikiem 1.2 TSI która według tych samych norm średnio spala 5,7l/100km – czy to realny wynik? Tak, w laboratorium!

Łatwiej jest osiągnąć ,,katalogowe” wartości średniego spalania, jeżdżąc autem ze ,,starym”, wolnossącym silnikiem!

Kolejna kontrowersja, już wiadomo, że małe doładowane silniki nie będą tak trwałe jak starsze, ,,gorsze”, wolnossące jednostki, są też droższe w serwisie i bardziej delikatne, ale nie to jest największym problemem kierowców…

Samochody z małymi turbo-silniczkami powinny być tańsze!

Teraz sedno sprawy – małe turbo-silniczki, nie zostały wymyślone, żeby mniej spalały, czy miały lepsze parametry techniczne – to konieczny, ,,marketingowy” efekt uboczny. Chodziło o obniżenie kosztów produkcji! Skoro, produkcja jest tańsza to dlaczego samochody z tymi silnikami są droższe od porównywalnych wersji ze ,,starymi” silnikami? Sprzedawać mniej, za więcej – proste i genialne zarazem!        

7) Choroby wieku dziecięcego – czyli niedopracowane samochody

Aby napędzić sprzedaż samochodów, nowe modele nie pojawiają się co 10 lat (jak kiedyś) tylko co 3-4 lata. Czy w tym czasie da się stworzyć i dokładnie ,,przetestować” produkt jakim jest samochód, przejechać setki tysięcy kilometrów? Nie – nowe auta testują kierowcy, a minio tego, że wykonują pracę za producenta, nikt im chyba za to nie płaci… Mało tego, producenci już tak ,,urobili” klientów, że już coraz mniej osób się dziwi, że nowe auta się psują – przecież to ,,choroba wieku dziecięcego”. Ok – nie wszystko da się przetestować, ale niektóre samochody to po prostu prototypy, a nie wersje produkcyjne.

8) Kontrowersyjna Ekologia

Katalizatory, filtry cząstek stałych, systemy stop&start i wiele, wiele więcej – wszystko po to aby obniżyć emisję CO2 i innych ,,trucizn”. Oczywiście za te wszystkie technologie (i ich drogi serwis) płacą kierowcy – dobrze – trują niech płacą. Tyle tylko, że jeden piec typu ,,śmieciuch” w domku jednorodzinnym może emitować wielokrotnie więcej zanieczyszczeń niż  jakiekolwiek auto. Nie mówię już nawet o fabrykach, czy innych podmiotach ,,trujących” środowisko. Wydaję się, że kierowcy najbardziej dostają po kieszeni w imię szeroko pojętej Ekologii.

Oczywiście, najbardziej ,,ekologiczne” jest wyrzucanie samochodu na śmieci po kilku latach użytkowania i kupowanie nowego, jeszcze bardziej ,,ekologicznego”, który oczywiście jest wytworzony w ,,ekologicznej” fabryce, który się zużyje jeszcze szybciej niż poprzedni, ten ,,mniej ekologiczny”!

Podsumowanie – czyli co możemy zrobić

Wydaję się, że z powyższymi problemami niewiele możemy zrobić. Tego typu zjawiska, nie występują przecież tylko w motoryzacji. Praktycznie każda firma, chce jak najwięcej zarabiać, a nie produkować np. jak najlepsze produkty – to po prostu kapitalizm. Albo zmienimy system (co nie musi poprawić sytuacji :-)), albo wymusimy na producentach tworzenie lepszych aut! W końcu – Klient nasz Pan!


Podobne wpisy:

Dołącz do nas na Facebooku i bądź na bieżąco!