Ekologia a interesy koncernów – Niemcy wpadli we własne sidła?
Producenci samochodów dążą do tego, by sprzedawać jak najwięcej i zarabiać na serwisie. Jak dotąd byli więc przychylni wprowadzaniu norm ekologicznych, dzięki którym silniki są coraz bardziej awaryjne i nietrwałe. Najnowsze restrykcje mogą jednak znacznie nadszarpnąć budżety koncernów.
Nie ma ekologii w motoryzacji
Aby pozbyć się dwuznaczności, wyjaśnijmy już na początku – ekologia to ściema! Nie jest prawdą, że samochody emitujące mniej dwutlenku węgla znacznie przyczyniają się do poprawy stanu środowiska naturalnego. To tak naprawdę kropla w morzu, na której można jednak dobrze zarobić.
Jak dotąd koncerny samochodowe śmiało wykorzystywały względy ekologiczne w swoich przekazach reklamowych. Małolitrażowe, turbodoładowane silniki czy system Start/Stop to świetne sposoby na to, by…zarabiać bardzo dużo na serwisie samochodów, których silniki tuż po zakończeniu gwarancji będą wymagały generalnego remontu. Ekologiczne jednostki są nietrwałe, ale dzięki wprowadzeniu odgórnych norm, muszą stosować je wszyscy producenci, którzy chcą sprzedawać auta w Europie.
Przy okazji skomplikowane technologie, dzięki którym auta wydzielają mniej CO2 na jakiś czas blokują bardzo groźnych dla dominujących marek konkurentów z Chin i Indii. Ta lawina korzyści dla koncernów może jednak wkrótce dobiec końca. Parlament Europejski potwierdził nowy plan wprowadzenia ograniczeń emisji CO2 od 2020 r. Może on być bardzo niekorzystny dla producentów, którzy nadal produkują duże silniki.
Niemcy uratują duże silniki?
Dotychczas Europa godziła się na system kredytowy, który polegał na specjalnym „punktowaniu” sprzedawanych pojazdów. Jeśli dany producent sprzedał pojazd spełniający najbardziej restrykcyjne normy emisji spalin – otrzymywał punkty, dzięki którym mógł bez konieczności płacenia kary, sprzedać także auto nieekologiczne – z dużym silnikiem, emitującym więcej spalin.
Od 2016 r. system kredytowy ma zostać zniesiony. Co oznacza to dla entuzjastów motoryzacji? W praktyce koniec dużych silników wolnossących o świetnych osiągach. W nowych normach emisji mogą przestać mieścić się nawet turbodoładowane jednostki trzylitrowe. To prawdziwy dramat nie tylko dla zwolenników prawdziwej, klasycznej motoryzacji. Także dla producentów pojazdów klasy premium, których oferta w dużej mierze bazuje właśnie na samochodach posiadających takie jednostki pod maską.
W jakim kraju jest najwięcej producentów aut z dużymi silnikami? Oczywiście w Niemczech, które dotąd entuzjastycznie podchodziły do kwestii „ekologii” i raczyły odbiorców turbodoładowanymi silniczkami o minimalnej pojemności. Teraz sytuacja diametralnie się zmieniła, bo nowe przepisy oznaczają bardzo duże problemy dla BMW, Mercedesa i Audi, nie mówiąc już o luksusowych markach jak Porsche czy Bentley (należące do VAG).
BMW serii 5 z silnikiem 1.2 Turbo? – jak temu zapobiec?!
Sportowa limuzyna z silnikiem emitującym mniej niż 95 gramów CO2 na kilometr? Trudno sobie to wyobrazić, ale już od 2020 r. takie restrykcje mogą wejść w życie. Jest to problem nie tylko miłośników dużych silników, ale przede wszystkim ich producentów. Nawet jeśli klienci zaakceptowaliby małe, niezbyt wydajne silniki w drogich limuzynach, producenci samochodów nie przestawią się tak szybko na ich produkcję. Oznacza to konieczność ograniczenia liczby wytwarzanych jednostek, a więc zwolnienia w fabrykach. Właśnie dlatego Angela Merkel zaprotestowała na szczycie w Brukseli.
Jak wiadomo Niemcy to motoryzacyjna potęga. W samych fabrykach samochodów zlokalizowanych w tym kraju znajduje zatrudnienie prawie milion ludzi. Gdyby policzyć także osoby zatrudnione w fabrykach części, produkowanych na potrzeby montowni samochodów liczba ta mogłaby powiększyć się o dodatkowe setki tysięcy.
Komu kibicować w sporze o CO2?
My, użytkownicy samochodów powinniśmy tym razem kibicować Niemcom w kwestii zablokowania nowej „eko-ustawy”. Tak naprawdę pseudo prośrodowiskowe restrykcje nie wpływają pozytywnie ani na czystość powietrza, ani tym bardziej na jakość samochodów.
Pamiętajmy, że turbodoładowane silniki małolitrażowe spalają mniej niż starsze konstrukcje tylko w testach spalania przeprowadzanych w specjalnych warunkach. W codziennej eksploatacji nie są ekonomiczne. Zablokowanie interesownego lobby ekologicznego wyjdzie na zdrowie nie tylko koncernom samochodowym, ale także nam – prostym miłośnikom silników samochodowych – nie tych od kosiarek.