Jak prawidłowo użytkować samochód z turbosprężarką?

W dzisiejszych czasach coraz częstszym rozwiązaniem w naszych samochodach jest turbosprężarka. Tyczy się to zarówno silników benzynowych jak i diesla. Przyczyn tego stanu jest wiele. Silniki turbodoładowane mają przede wszystkim lepszy stosunek mocy do pojemności, co pozwala na zmniejszenie silników, więc i również spalania. W rezultacie auta z małym turbodoładowanym silnikiem są proekologiczne.

Często mówi się o tym, że silniki z turbosprężarką są mniej wytrzymałe. Jest to oczywiście po części prawda, ale wynika to głównie z lenistwa ludzi i oszczędności koncernów motoryzacyjnych, oraz faktu, że producentom nie opłaca się produkować aut, które mogą przejechać 1 000 000 km.

Ludziom tłumaczy się, że nie wolno rozkręcać zimnego silnika do najwyższych obrotów, a ciepłego od razu wyłączać. Racja, zimny olej silnikowy nie ma odpowiedniej konsystencji by smarować turbinę, a rozgrzana do czerwoności po wyłączeniu silnika wypala olej, który w niej pozostał i zaciera się! Ale z drugiej strony kto z nas w czasie drogi do pracy zdąży nagrzać odpowiednio silnik? Prawie nikt. A kto do pracy się spieszy? Każdy! To samo tyczy się wyłączania silnika. Powinno się w takiej sytuacji odczekać jakiś czas, tak około 2-4 minut, a w praktyce rzadko kiedy czekamy minutę.

Świetne rozwiązanie wprowadziła grupa Volkswagena montując w silnikach TSI elektrycznie sterowany układ podtrzymywania chłodzenia turbiny do 480 sekund po wyłączeniu silnika. Dzięki temu nie musimy się martwić o zniszczenie turbiny, gdy wyłączymy silnik od razu po zjechaniu z trasy. Myślę, że to jest właśnie właściwy kierunek, w jakim powinny iść wszystkie koncerny. To przecież klient i jego wygoda jest najważniejsza, a nie zawracanie mu głowy jakimiś turbinami, czekaniem i innymi zajmującymi mu czas sprawami. Wsiadam, odpalam, jadę potem zatrzymuję się, gaszę silnik i wychodzę – proste! Z punktu A do B bez myślenia, czy już mogę zgasić czy nie… Podobnie rzecz ma się z jazdą na zimnym silniku, jeżeli silnik nie jest gotowy do pracy na wyższych obrotach po prostu niech na nie nie wchodzi! Oczywiście jest rozwiązanie typu ograniczenie mocy przy zimnym silniku (np: w BMW M3 czerwone pole się przesuwa w zależności od temperatury silnika – oczywiście idzie za tym ograniczenie obrotów) , ale chwilowo nie wiele aut poza wspomnianym M3 je posiada. Wszystko powyżej tyczy silników benzynowych, jak i diesla choć te drugie z racji coraz częstszego stosowania turbin ze zmienną geometrią łopatek są bardziej podatne na złe traktowanie.

Reasumując: w chwili obecnej technologie aut turbodoładowanych wymagają delikatnej jazdy na zimnym silniku i chwili oddechu dla turbiny po zatrzymaniu auta, by olej w niej obecny się nie zapiekł. Cóż, nam kierowcom pozostaje płacić za luksusy, lub czekać, aż stanieją! Tak czy inaczej pamiętajcie, że im lepiej traktujecie swojego turbo diesla czy turbo benzynę, tym dłużej nim pojeździcie – przynajmniej na razie nie ma innego wyjścia.


Podobne wpisy:

Dołącz do nas na Facebooku i bądź na bieżąco!