Guma Turbo – symbol lat 90.
Każdy fan motoryzacji, który przeżywał dzieciństwo lub lata młodości w ostatnim dziesięcioleciu XX w., pamięta zapewne charakterystyczny smak gumy Turbo. Nie do końca zdrowa ,,żujka”, a właściwie dodawane do niej obrazki z wizerunkami samochodów, wywołały swego czasu olbrzymie poruszenie. Dzieci kolekcjonowały ,,turbówki”, z których ich ojcowie uczyli się zachodniej motoryzacji, wciąż jeszcze dla nich nie do końca osiągalnej…
Turecki fenomen
Guma Turbo swoją popularność zawdzięczała niskiej cenie, obecności we wszystkich sklepach spożywczych, kioskach i (powstających dopiero) marketach. W charakterystycznej obwolucie, oprócz prostokątnej, karbowanej gumy, znajdował się zwinięty papierek z wizerunkiem pojazdu. Niepozorne obrazki wywołały furorę wśród dzieci oraz młodzieży szkolnej. Szybko zaczęły powstawać domowe kolekcje, podczas szkolnych przerw wymieniano się obrazkami. Tych nie brakowało. Pierwsze ,,Turbówki” pojawiły się w naszym kraju jeszcze w latach 80.. Każda seria liczyła po kilkadziesiąt obrazków. Pierwsza edycja nazwana została po prostu ,,Turbo”. Następne to ,,Turbo Super”, ,,Turbo Sport”, ,,Turbo Classic”. Na ilustracjach pojawiały się przeważnie samochody osobowe, ale bywało że i ciężarówki, bolidy, motocykle, czy nawet rowery i łodzie. Nie wszyscy dawni fani gumy Turbo zdają sobie dziś sprawę z tego, że przysmak z lat ich dzieciństwa pochodzi z Turcji. Produkcją zajmowała się, istniejąca do dziś, turecka firma Kent.
Guma Turbo – złota dekada
Pomysł wydrukowania kolekcjonerskich obrazków z samochodami trafił na podatny grunt w Polsce lat 90. Nowe pokolenie dzieciaków urodzonych najczęściej jeszcze przed upadkiem Związku Radzieckiego, poszukiwało własnego ciekawego hobby. Kolorowe obrazki z wizerunkami nowoczesnych, nie widywanych na polskich ulicach aut, były o wiele lepszą alternatywą od starodawnych kolekcji kapsli, znaczków, czy monet. Turbo wchodząc na nasz rynek, miała sporą konkurencję. Już wówczas znakomicie sprzedawały się gumy do żucia z dołączanymi naklejkami czy historyjkami obrazkowymi. Ilustracje były jednak lepsze od naklejek. Te, najczęściej przyklejało się byle gdzie (mało kto potrafił oprzeć się pokusie wykorzystania kleju nałożonego na wewnętrzną stronę naklejki). Ilustracje można było kolekcjonować, tematycznie układać w klaserach, wymieniać się na nowe, ciekawsze egzemplarze lub rozdawać te, które się powtórzyły. ,,Turbówki” szturmem zdobyły serca chłopców, opanowały miejskie podwórka i szkolne korytarze podczas przerw. Po kilku latach szał jednak minął. Dlaczego? Czyżby młodzież przestała interesować się zagraniczną motoryzacją?
Guma Turbo rakotwórcza?
Na spadek sprzedaży popularnej gumy w drugiej połowie lat 90., wpływ miała pewna dość interesująca plotka. Według niej żucie gumy firmy Kent powodować miało raka. Trudno powiedzieć skąd wzięła się pogłoska i jakim cudem rozniosła się po kraju. Kancerogenności Turbo nie potwierdziły żadne badania, żadnych informacji na ten temat nie podawały także media. Plotkę przekazywano z ust do ust, jak to zwykle bywa, dodając do niej coraz to nowe, bogatsze opisy działania oraz fikcyjne przykłady zachorowań. Gdyby sytuacja miała miejsce w dzisiejszych czasach, producent pewnie zastanawiałby się nad wytoczeniem procesu autorom bezczelnej plotki. Problemem byłaby tylko lokalizacja tychże.
Dlaczego akurat rak? Nowotwory były częstym tematem zbiorowej paniki lat 90. Na podstawie pseudonaukowych badań dowiedziono wówczas, że rakotwórczo może działać na ludzi kwas cytrynowy. Guma Turbo, podobnie jak wiele innych dostępnych na rynku (również padających ofiarami pogłoski) zawierała spore ilości owego kwasu. To wystarczyło, aby przykleić produktowi niechlubną łatkę. Mało kto zastanawiał się nad tym, że kwas cytrynowy i to w o wiele większych dawkach spożywany jest na co dzień. W postaci owoców… Wielu młodych ludzi, często zmuszanych przez zatrwożonych rodziców, musiało zrezygnować z dawnej miłości do charakterystycznego smaku twardej, szybko zużywającej się gumy. Ale czy to jedyna przyczyna upadku legendy? Raczej nie…
Guma Turbo – spadek popularności
Z socjologicznego punktu widzenia, nagły, szybki spadek popularności każdego obiektu społecznej fascynacji jest czymś zupełnie naturalnym. ,,Turbówki” miały swoje kilka lat na kolekcjonerskim piedestale, po czym musiały ustąpić miejsca innym, może nie ciekawszym, czy bardziej różnorodnym, ale należącym do następnego pokolenia…Pokemonom. Tak, żetony z wizerunkami sympatycznych stworków podbiły serca młodszych dzieci. Te starsze w międzyczasie wyrosły już z żucia gumy balonowej i kolekcjonowania papierków, w które była ona owijana. Oczywiście wyszczególnienie wyżej wymienionych materiałów kolekcjonerskich, jako najbardziej popularnych w dekadzie, może zostać odebrane jako przesadna generalizacja. Nie brakowało przecież innych, również ciekawych atrakcji, takich jak segregatory z kolorowymi kartkami i wizerunkami gwiazd sportu i muzyki, czy sportowych naklejek Panini ze zdjęciami najlepszych piłkarzy świata. Moda na kolekcjonowanie odeszła wraz z pojawieniem się ogólnodostępnego Internetu. Być może dziś przeciętny młody człowiek ,,nie ma już czasu” na tego typu rozrywki.
Legenda Turbo wciąż żywa
Najwierniejsi fani samochodowych obrazków nigdy nie porzucili swojego zamiłowania do Turbo. W Internecie do dziś istnieją fora, na których kolekcjonerzy chwalą się swoimi zbiorami. Najbardziej wartościowe są oczywiście egzemplarze z pierwszych lat produkcji, czyli seria ,,Turbo” 1-50. Małą popularnością cieszą się obrazki najmłodsze – z gum produkowanych po roku 2000. Ten, kto posiadał niegdyś sporą kolekcję i w latach emocjonalnego dojrzewania, wyrzucił ją do śmieci, może dziś tylko żałować. Najbardziej unikatowe obrazki z Turbo kosztują dziś nawet kilkadziesiąt złotych. Wystawiając na portalu aukcyjnym całą kolekcję do licytacji, możemy zarobić całkiem niezłą sumę. Licytujących z pewnością nie zabraknie.
Dziś nowych (świeżych) Turbo nie ma już w sklepach, choć czasem zdarzy się ktoś, kto twierdzi, że zna sklep w którym są one dostępne. Pasjonaci kupują je na amerykańskich aukcjach, gdzie jednak trzeba ponoć uważać na chińskie podróbki. Symbol lat 90. staje się coraz bardziej unikatowy. I wiele wart. Ale prawdziwi fani nie sprzedają swoich kolekcji. Twierdzą, że sprzedać Turbo to tak, jakby sprzedać własne dzieciństwo.