Dlaczego Polacy nie kupują nowych aut? Bo jesteśmy biedni!
W odpowiedzi na to pytanie nie ma żadnej filozofii. Po co zostało zadane? Przez spór, jaki toczy się obecnie w mediach o duże zanieczyszczenie powietrza w polskich miastach. Polaków trują stare auta. I truć będą, bo nie stać nas na nowe.
Ograniczenia w imporcie używanych aut – Syrenki i Duże Fiaty na ulicach
Poruszenie wywołał tekst „Trują nas stare auta” napisany przez dziennikarza Wyborczej, Andrzeja Kublika. Poruszenie nie tylko na stronie gazety, ale także na serwisie Wykop oraz kilku blogach motoryzacyjnych. Redaktor twierdzi, że zanieczyszczenie polskich miast, w tym Krakowa, o którym wiele słychać ostatnio, wynika nie tylko ze stosowania w gospodarstwach domowych pieców na węgiel. Dziennikarz uważa, że problemem jest duża emisja zanieczyszczeń przez samochody, nie spełniające najnowszych norm Euro.
W zasadzie żadne to odkrycie, bo faktem jest, że Polacy jeżdżą starymi autami. Statystycznie jedenastoletnimi. Nie jest ich jednak aż tak dużo, jak twierdzi redaktor, gdyż dane z CEPiK nie są dokładne – w Polsce nie wyrejestrowano tysięcy samochodów, które dawno trafiły na złom, w tym Syrenek czy starych Fiatów.
Propozycje Pana Kublika? Ograniczenia w imporcie starych aut, nie spełniających norm i podatek ekologiczny. Krótko mówiąc, totalna bzdura! Wyobraźmy sobie sytuację. Jest rok 2004. Rząd uchwala system podatkowy skonstruowany tak, by sprowadzanie starych aut zza granicy nie opłacało się. Co by się stało? Po kilku latach na ulicach nadal królowałyby Maluchy, Syrenki i Duże Fiaty, reperowane i spawane przez mechaników po wsze czasy. Nikt nie pozbyłby się starego samochodu, ponieważ nie byłoby go stać na nowy. Ludzie jeździliby starymi, trującymi środowisko, śmiertelnie niebezpiecznymi puszkami w fatalnym stanie technicznym.
Nie można zmusić ubogiego, by stał się bogaty
Andrzej Kublik zwraca uwagę na indolencję polskiego rządu kilku kadencji, które konsekwentnie lekceważyły problem zanieczyszczenia środowiska w Polsce. To całkowita racja, jednak owa indolencja nie dotyczy tylko rynku motoryzacyjnego. Ktoś zezwolił obcym koncernom (nie chodzi o motoryzacyjne) na budowanie w Polsce trujących środowisko fabryk, ktoś wydawał zgodę na ich lokalizację. To było łatwiejsze niż ratowanie własnego przemysłu.
Samochody to kropla w morzu zanieczyszczeń. Wprowadzenie teraz – post factum – podatku ekologicznego, by zniechęcić ludzi do użytkowania starych aut byłoby bandyctwem. W efekcie najwyższe podatki płaciliby bowiem ludzie najbiedniejsi – ci, których nie stać na nowy samochód. Ci nieliczni, którzy wyjeżdżają z salonów nowymi autami płaciliby najmniej. Zmusiłoby to wielu ludzi do zaprzestania korzystania z samochodu. Co dostaliby w zamian? Nic.
Nic, bo wiemy jak w Polsce działa komunikacja miejska czy międzymiastowa, jak słusznie zauważył w swojej polemice Marek Markowski. W zasadzie poza Warszawą, autobusy nigdzie nie jeżdżą punktualnie. PKS z kolei z roku na rok kasuje kolejne przejazdy, przez co do niektórych miejscowości w ogóle nie da się dojechać inaczej niż samochodem. PKP? Nawet nie poruszajmy tego tematu. Jak ludzie mieliby dojeżdżać do pracy?
Samochody szkodliwe dla dużych miast – polityka rządu
Faktem jest, że obecne przepisy zachęcają do sprowadzania starych, wyeksploatowanych aut. Ale to nie dziwi, gdy spojrzymy na sprawę szerzej. Tak naprawdę nasz rząd ma serdecznie gdzieś ekologię i motoryzację. Cały czas myśli tylko o wpływach do budżetu. Ograniczenia w odliczaniu podatku VAT to zamach na nabywców nowych samochodów. Gospodarka na tym mocno traci, ale budżet chwilowo zyskuje.
Ekologiczne paliwo? Mamy takie – popularne w Polsce LPG i mniej rozpowszechniony CNG. Nie jest aż tak szkodliwe dla środowiska jak dymiące diesle, czy stare benzyniaki. Co robi Państwo? Od kilku lat kombinuje jak tu „legalnie” wprowadzić wysoką akcyzę na gaz, by ludziom nie opłacało się z niego korzystać i by wrócili do też maksymalnie opodatkowanej benzyny. Jak możemy w ogóle poruszać temat ekologii w kraju, w którym dzieją się takie rzeczy?
Skazani na wdychanie zanieczyszczeń
Ok, wiemy już, że nasze miasta są zanieczyszczone. Wraz z bułgarskimi, najbardziej w Europie. To fakt, ale samochody tak naprawdę przyczyniają się do tego w mikroskopijnym stopniu – o wiele mniejszym niż opalane węglem gospodarstwa domowe, wielkie fabryki czy elektrownie. Dlaczego zanieczyszczamy środowisko? Bo jesteśmy biedni!
Tak, z tego powodu nie stać nas na zakup i utrzymanie pieca na gaz ziemny czy auta spełniającego normę emisji Euro5. To jest jedyny problem. Owszem, robilibyśmy to, gdybyśmy mieli pieniądze – każdy przecież wolałby nie brudzić się węglem czy nie tłuc starym gruchotem. Ale nie da się tak… Jesteśmy skazani na życie w spalinach i będzie tak, dopóki nie poprawi się nasz stan materialny. A na to niestety się nie zanosi.