Afera z Arrinerą – po co to wszystko?

Kontrowersja rodzi popyt. Tą zasadą nie od dziś kierują się właściciele i pracownicy mediów. Prawdziwą burzę wywołał niedawno filmik, nakręcony przez dziennikarza radia TOK FM i Moto.pl, Jacka Balkana. Jego celem było skompromitowanie projektu produkcji polskiego supersamochodu Arrinera. Czy dziennikarz miał argumenty, aby wytoczyć wojnę spółce?

Arrinera budzi kontrowersje.

Krótko o problemie Arrinery

Arrinea jest polskim projektem budowy sportowego samochodu wyczynowego. Docelowo, auto miało posiadać nadwozie z włókna szklanego, przyspieszać do ,,setki” poniżej 4 s i kosztować ponad pół miliona złotych. Prototyp zaprezentowano dziennikarzom w 2011 r. Wszystko wskazywało na to, że spółka Arrinera Automotive S.A. zmierza do finalizacji projektu i już wkrótce pierwsze egzemplarze supersamochodu pojawią się na rynku.

Dziennikarz Jacek Balkan postanowił zdemaskować rzekome prawdziwe oblicze projektu Arrinera. Jego zdaniem, samochód może nigdy nie zostać ukończony, a jego prototyp jest zlepkiem elementów z innych aut, m.in. Opla Corsy, Audi S6 i Lamborghini Reventóna. Karoserię miała zbudować firma Bojar, w ten sposób, by auto nie przypominało ewidentnie Lamborghini. Nieprawdziwe miały być także podawane przez spółkę informacje, np. ta o planach montażu pod maską Arrinery silnika GM, stosowanego w Corvett’cie. Po co to wszystko? Arrinera tuż po przedstawieniu planów produkcji samochodu, zadebiutowała na warszawskiej giełdzie papierów wartościowych. Jej akcje w momencie debiutu kosztowały dużo więcej niż obecnie. Ponadto, wkrótce na polskiej giełdzie pojawić ma się także firma Veno, główny udziałowiec Arrinery.

Odpowiedź spółki Arrinera Automotive – komu wierzyć?

Niemal natychmiast po publikacji materiału, spółka Arrinera wystosowała pisemną odpowiedź na film, którą przesłała do wszystkich mediów motoryzacyjnych, a być może i nie tylko, w Polsce. W komunikacie punkt po punkcie opisane i zaprzeczone zostały informacje, podane przez Jacka Balkana w jego materiale. Z treści dowiadujemy się m.in. iż nieprawdą jest, jakoby za nadwozie auta odpowiedzialna była firma Bojar, ponieważ współpracę z nią Arrinera zakończyła długo przed prezentacją prototypu i zrezygnowała z montażu wykonanych przezeń elementów.

Prawdą jest natomiast, że wloty powietrza wykorzystane w prototypie pochodzą z Opla Corsy, a panel klimatyzacji z Audi S6. Spółka argumentuje jednak ten stan rzeczy faktem, że większość producentów samochodów małoseryjnych nie decyduje się na projektowanie od podstaw poszczególnych elementów, ze względu na wysokie koszty takich operacji. Tak samo postępują także inni producenci podobnych aut, m.in. Pagani.
Spółka oświadcza też, że jest w stałym kontakcie z przedstawicielami GM, w sprawie zakupienia silnika LS9 6.2 647 KM, który docelowo ma odpowiadać za napęd auta. Czytamy też, że istotna część podzespołów supersamochodu Arrinera w wersji produkcyjnej będzie rozwiązaniami własnymi, przygotowanymi przez zespół pracowników i współpracowników Spółki Arrinera Automotive S.A.

Arrinera – replika, czy nie replika?

Arrinera - wnętrzeDużą wagę przywiązano do słowa ,,replika”, rzeczywiście użytego przez redaktora Balkana w niewłaściwym kontekście. Arrinera, nawet jeśli byłaby bliźniaczo podobna do innego samochodu, nie może być repliką. Repliki tworzy się w celu idealnego odwzorowania konstrukcji innego pojazdu. Arrinera już na podstawie założeń koncepcyjnych, nie może być więc repliką.

Arrinera uważa, że autor nie kontaktował się z żadnym przedstawicielem spółki podczas pracy nad swoim materiałem. Co więcej, dziennikarz miał oprzeć się na nieaktualnych już informacjach, ignorując zmiany, jakie zaszły w projekcie w ciągu ostatnich miesięcy. Sprawa znajdzie swój finał w sądzie.

Kto ma rację w sporze o Arrinerę?

Sądowy finał spekulacji o polskim supersamochodzie

Niezależnie od tego, czy rację ma redaktor, czy spółka, faktem jest, że o sprawie Arrinery niespodziewanie zrobiło się głośno. Jeśli rację ma dziennikarz, publikacja może udaremnić nieuczciwą próbę giełdowej spekulacji. Z drugiej strony, jeśli spółka Arrinera ma czyste sumienie, medialny szum może zastopować rozwój pierwszego od wielu lat, polskiego projektu budowy samochodu.

Najlepszym dowodem na to, że Arrinera nie jest, wbrew rewelacjom dziennikarza, zwykłą ,,ściemą” byłoby szybkie rozpoczęcie produkcji samochodu. Do tego jednak daleko, gdyż sądząc po tempie pracy spółki, projekt może jeszcze długo pozostać w fazie realizacji. W komunikacie czytamy m.in. ,,rama na potrzeby wersji produkcyjnej supersamochodu Arrinera zostanie przygotowana od nowa przez Exile Automotive Limited”. Zostanie przygotowana, a więc jeszcze jej nie ma. A przecież nawet montaż podzespołów na gotowej ramie potrwa długo, ze względu na zaawansowanie konstrukcji pojazdu.

O tym, czy projekt Arrinery zostanie zrealizowany i czy doczekamy się pierwszego polskiego supersamochodu, przekonamy się zapewne nieprędko. Być może wcześniej weryfikacji ulegnie kwestia tego, czy spółka i udziałowcy Arrinery Automotive to uczciwe firmy oraz to, czy materiał Jacka Balkana przysłuży się, czy też zaszkodzi polskiej motoryzacji. Pozostaje nam zaczekać na rozwój wypadków.

 

Aktualizacja: Otrzymaliśmy informację od spółki Arrinera Automotive S.A., w której zapewniono nas, że firma nie jest notowana na giełdzie, ponieważ jej debiut nie odbył się.


Podobne wpisy:

Dołącz do nas na Facebooku i bądź na bieżąco!